niedziela, 3 lipca 2011

(new one)

Przyłożony do skroni lodowaty rewolwer ostudził gwałtownie część rozpalonej emocjami skroni. Nie wpłynęło to jednak w żaden sposób na podjętą decyzję. Siedziała ona w głowie już dłuższy czas, teraz pozbawiony już całkowicie emocji nieśpiesznie wykonywał egzekucję uwolnienia. Nie było w tym ani radości, ani smutku. Czysta, zimna kalkulacja doprowadziła do tego stanu.

Siedział wygodnie, może poza stałym bólem pleców, do którego już zdążył się przyzwyczaić. Przed sobą miał wyciszony cały swój świat, który zaczynał się wraz z krawędzią biurka. Nie znajdował się na nim żaden list, nawet notatka. No bo po co miałaby ona się pojawić? Co miałby w niej napisać? Że odchodzi? Jakby tego nie było widać. Że zmarnował życie? Już każdy to wie. Wedle zasady - gdy nie masz nic do powiedzenia, to milcz - umierał bezgłośnie.

Jeszcze raz rozejrzał się po tym, co go otacza. Chciał umrzeć, mając przed sobą jak najprzyjemniejszy widok. Kolejne marzenie, którego nie spełni. Wszystko co go otaczało, przyprawiało go już o odruchy wymiotne. Przekonał się tylko, że chce skończyć to jak najszybciej. Nagły napływ krwi wywołany emocjami związanymi ze wspomnieniami i błyskawiczny skurcz mięśni na spuście…

Milisekundy, które zdawały się trwać dłużej, niż całe jego życie. Zdążył zarejestrować wszystko, co wydarzyło się od momentu naciśnięcia spustu, aż do śmierci. Tak jakby to miało mu się jeszcze do czegoś przydać. Krótkotrwały huk, bo na zarejestrowanie całości nie starczyło czasu. Ułamek sekundy, który potrzebny był kuli na rozerwanie skóry, a później roztrzaskanie czaszki. W końcu to uczucie ciepła, spowodowane gorącą od wybuchu i tarcia kulą w jego mózgu, który w mgnieniu oka po zetknięciu z żelazem wyłączył się na zawsze…

Nicość. Tego się spodziewał. Nie było to jednak to, czego oczekiwał. Gdzie to światło w tunelu, o którym mówili inni? Albo chociaż ognie piekielne, na które z pewnością zasłużył swoim żywotem? Miał ochotę wypełnić całą tą nicość najgorszymi przekleństwami, jakie zna. Uciekł z gówna, trafił do gówna. Niech to szlag.

„KAŻDY DOSTAJE TO, W CO WIERZY” - PAMIĘTASZ SWOJE SŁOWA? CZEMU WIĘC JESTEŚ ZAWIEDZIONY? - zapytał głos, lodowaty jak sopel w największe mrozy.
- Jednak jesteś Ty. Tak jak sobie to wyobrażałem. Zawsze. Tylko gdzie Bóg?
BOGA NIE MA, PRZECIEŻ WIESZ. JESTEM TYLKO JA.
- Co teraz? Mam tutaj zostać i trwać w nieskończonej konwersacji z Tobą?
SAM DOBRZE WIESZ CO CIĘ CZEKA. TO TY WYKREOWAŁEŚ SWOJE ŻYCIE.
- W takim razie gdzie jest On?
ZNALAZŁEŚ GO JUŻ PRZECIEŻ. TERAZ TO WYKORZYSTAJ.

Tak, to prawda. Całe życie zajęło mu szukanie Jego, aby odnaleźć Go pod sam koniec zakończonego nagle z własnej woli życia. Teraz nagle poczuł, że postąpił źle. Kolejny raz. Chciałby się cofnąć, ale nie ma jak. Za późno. Miał czas na zmianę decyzji, ale chęć zaprezentowania samemu sobie swojej siły wyprowadziła go znów w miejsce, do którego nigdy nie chciał trafić. Kolejny raz trzeba będzie pogodzić się z losem i iść przed siebie… Tylko że tym razem „przed siebie” nie istnieje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz